poniedziałek, 18 października 2010

piątek, 15 października 2010

Bierność i życie


Norwegia-Oslo 1994
Tak jak to zwykle bywa, po pierwszych postach zapadła cisza - nie chcąc jednak ulegać tej bierności postanowiłem znów napisać o czymś, co się wokół mnie dzieje i co odczuwam.
No właśnie - bierność, większość użytkowników internetu podchodzi do tematu konsumpcyjnie jak i część ludzi do swego życia. Niemal każdy chce brać i korzystać z jego zasobów nie oferując nic w zamian. Być może, dlatego niektórzy psycholodzy głoszą, że internet, portale społecznościowe itp. spłycają relacje między ludźmi mimo szumu i nagonki medialnej, jaka wokół nich trwa, nakłaniając nas do udziału. Nie bez racji wydają się wówczas takie tytuły publikacji jak "Samotność w sieci".
No, bo kogo mamy wśród swoich znajomych na Facebooku, Naszej Klasie czy też innej formie takich portali społecznościowych? Znajdują się tam nasi znajomi, członkowie rodzin i otoczenia z pracy, szkoły, ale także ludzie, których kiedyś gdzieś spotkaliśmy na swojej drodze, w drodze do ... (i bardzo dobrze), ale dziś nas już niewiele łączy poza tymi wydarzeniami z przeszłości i wspomnieniami. Czasem fajnie jest pielęgnować te wspomnienia, ale nie tworząc teraźniejszości i przyszłości, taka znajomość jest skazana na wymieranie lub wyłącznie wspomnienia.


Tak wyglądam dziś

Ja również ulegam takiemu postępowaniu, dlatego rekompensując postanowiłem pisać tego bloga „W drodze do …” dla was i siebie samego. Nie chcę być wyłącznie konsumentem i próbuję zaoferować coś w zamian nawet, jeśli to pisanie wygląda jak monolog. Cóż monolog jest wypowiedzią kierowaną do siebie lub widza. Tak, więc bez waszego udziału, komentarzy, wypowiedzi i recenzji jestem niejako na niego skazany, bo tylko z waszym udziałem nieograniczającym się do roli widza można zamienić tę formę na dialog.
Właśnie sobie uświadomiłem, że ludzie lubią monologi, lubią ograniczać się do roli widza, bo czymże innym jest wówczas oglądanie przedstawienia w teatrze, filmu lub czytanie książek jak nie monologiem. 
Tak jest komfortowo i bezpiecznie, pozostajemy anonimowi z naszymi ocenami, przemyśleniami i poglądami nie narażając się na konfrontację swoich poglądów, które przecież stanowią nasz (prywatny) kręgosłup życiowy (moralny). Niewiele jest osób, które zdecydują się podjąć ryzyko przetrącenia kręgosłupa w walce (w realnym życiu) i raczej wolą się przyglądać z boku, wycofują się nie zabierając głosu. Jednak i takie wycofanie może być krzykiem wołania o zmianę, niekoniecznie pomoc.
Pozostając przy temacie namawiam was do obejrzenia filmu, który ostatnio zrobił na mnie ogromne wrażenie, film "Into The Wild" polski tytuł "Wszystko za życie" opowiadający o życiu i podróży Christophera McCandless`a aka Alex Supertramp, opisany przez Johna Krakauera w książce pod tym samym tytułem.
Bohater pozostając otwarty na ludzi, odrzucił społeczeństwo, jako skostniałą formę (society), oddał się przyrodzie i przygodzie, która pozwoliła mu przeżyć prawdziwe chwile szczęścia, uniesienia, słabości aż do samego końca. Człowiek, który bezkompromisowo odrzucił zakłamany świat pragnąc poznać lepiej siebie samego, aby przekonać się, że tylko dzieląc się z innymi jesteśmy spełnieni.
Jest to rodzaj filmu, który skłania do zatrzymania i zastanowieniu się chwilkę nad sobą czy nie robimy czegoś wbrew sobie, w imię dyktatu, jakie wymusza otoczenie.

Oglądając ten film przypominają mi się moje młode lata, kiedy pracowałem w wypożyczalni kaset wideo i byłem wielokrotnie proszony o polecenie, czy zrecenzowanie jakiegoś filmu. Ten film szczerze polecam. http://www.intothewild.com

Film w całości i bez ograniczeń, online obejrzeć można tutaj http://www.kinomaniak.tv/film/Wszystko-za-zycie/3951
po zalogowaniu się na Facebooku. Polecam i zapraszam.
Jeśli czytasz dalej to możesz także posłuchać muzyki z filmu klikając na ten link http://www.intothewild.com/itw_main_musicplayer_standalone.html
Trzeba tylko wyłączyć muzykę z tła bloga na samym dole strony.

Ci, którzy mnie znają wiedzą, że robiłem to szczerze i zaangażowaniem dobierając każdemu coś interesującego, dziś robię to znów, namawiając was do obejrzenia tego filmu lub przeczytania książki, zastanowieniu się, wspomnieniu naszych podróży przez życie.
Przypominają mi się pod wpływem tego filmu moje wyprawy, piesze, na rowerze, kajakiem. Przypominają mi się osoby, które mi towarzyszyły, osoby, które spotykałem na swej drodze, w tym kolegę ze szkolnej ławy, Darka Sańko, który zginął w lutym 2006 roku wchodząc z księdzem Szymonem na górę Kazbek w Gruzji, odpowiadając na swój ostatni zew natury jak bohater wspomnianego filmu.
Ks. Darek Sańko swego czasu przepłynął kajakiem rzekę Lenę od Bajkału aż po koło podbiegunowe, jego postać bardzo mi przypomina Christophera McCandless`a. Swoje przygody z tej wyprawy i innych opisał w pamiętnikach, które były publikowane w internecie, był wielokrotnie nagradzany nagrodą "Kolosa" za swoje osiągnięcia, o czym możecie przeczytać miedzy innymi na:
http://naszewyprawy.republika.pl/
Norwegia 1994. Ja i Darek w porcie w Oslo

Postać ks. Darka Sańki [1969-2006] i jego dokonania były dla mnie urzeczywistnieniem naszych młodzieńczych pragnień, marzeń. On się nie wycofał, podejmując (dialog ze sobą i otaczającym światem) wyzwania aż do końca, jak bohater tego filmu. Przede wszystkim był kolegą-przyjacielem a nie tylko księdzem, z którym w latach młodzieńczych kształtowaliśmy nasze charaktery. Spotykaliśmy się potem rzadziej rozmawiając o jego przeżyciach, planując wyprawę kajakami. Nie udało się, złożył najwyższą ofiarę, jaką jest życie. Cześć jego pamięci, która trwa.
Pozostaję w nadziei, że kiedyś i ja zrealizuję swoje marzenie, nie zastygnę jak lawa na zboczu góry, a jeśli już, to zmienię nieco krajobraz, jaki wokół się roztacza.
Jedno z ostatnich zdjęć zrobionych przed śmiercią
["...
Paletę barw widzieć w szarości,
Gdy mówią ci:" Spokojnie!"- się złościć,
Marzyć, choćby nie było nadziei.
Pamiętać gdy inni zapomnieli..."]

fragment wiersza Józefa Matyskieły rodem z Jaziewa




piątek, 1 października 2010

Kobiety są z inne planety! Czyli wyciągajmy wnioski z historii przez małe i duże H ;-)



Troszkę smutnie i pogrzebowo się zrobiło na moim blogu, więc dziś troszkę z innej beczki o Kobietach.
Ich sposób myślenia jest naprawdę zadziwiający i czasem nieodgadniony. Podam przykład z obserwacji. Mężczyzna jak się źle czuje bierze jakieś piguły, albo nie i idzie spać, nie chcąc jątrzyć i eskalować tak często bolesnego i na pewno nieprzyjemnego tematu, jakim jest choroba. Potrzebuje spokoju, ciszy, chwili oderwania się od spraw codziennych, aby wrócić jak najszybciej do normy. W skrajnych przypadkach podania szklanki wody lub herbaty.
Co robi kobieta w takich sytuacjach? Ona nabiera energii, aby resztką sił ogłosić całemu światu wszelkimi dostępnymi środkami łączności werbalnej i pozawerbalnej (rozmowa, telefon, internet, wymowne milczenie lub wzdychanie), że jest ciężko chora, a każdy, kto nie okaże cierpliwości i zrozumienia dla jej ogromnego cierpienia zamienia się w nieczułego i bezdusznego łajdaka – wroga publicznego nr 1 – ściganego z litery prawa.
Oczywiście można wówczas wyrazić szczere współczucie (potrzebna pomoc humanitarna) i wyrazy ubolewania nad jej cierpieniem, ale myli się ten, kto sądzi, że na tym koniec.
Wracając do nas, facetów. Gdy już naprawdę się źle czujemy szukamy pomocy kierunkowo u najbliższego specjalisty, (program naprawczy), jaki jest w stanie rozwiązać nasz problem, czyli lekarza. Dostajemy baterię leków i skierowań na badania, (po co badania skoro leki mają nam pomóc?), zwolnienie lekarskie, jako azyl, który ma zapewnić nam powrót do zdrowia i co...? Możemy w końcu się podkurować w oderwaniu od zgiełku i pracy zawodowej? Skupiając się troszkę na zdrowiu i sobie samym w zaciszu domowych pieleszy.
Nieeeee!!! Już kolejnego dnia kobieta, jako pilny obserwator środowiska wydaje jednoosobowo i nieodwołanie bez konsylium decyzję, że skoro jesteśmy na zwolnieniu lekarskim - to, co? To – mamy - dużo czasu, który trzeba nam zaplanować (budować drogi do wyznaczonego celu).
A wydawać by się mogło, że właśnie od tego próbowaliśmy odpocząć - od pracy, planowania, zadań do wykonania narzuconych odgórnie itp.
Informuje się nas o obowiązującym rozkładzie jazdy (i po co nam ta Unia), czyli że, jutro jak odbierzemy naszą kobietę z pracy (przecież i tak siedzimy w domu) pojedziemy załatwić jeszcze inne sprawy, a teraz skoro już siedzimy w domu to właściwie możemy już ją podrzucić do pracy, bo się spóźni. Bo co mamy niby mieć innego do roboty? (Facet zawsze ma w głowie coś do zrobienia, na co brakuje mu notorycznie czasu lub chęci)
No właśnie? Facet mając plan zawsze zmuszany jest do weryfikacji (ingerowanie w politykę suwerennego kraju) przez jego partnerkę (łączy nas Unia), bo jak nie - to okazuje się bezdusznym łajdakiem, który myśli tylko o sobie. Się powtarzam ale wbrew mojej naturze. Indywidualne planowanie, przez faceta jest niewskazane i podlega napiętnowaniu (to zalatuje ustrojem, który przecież upadł jakiś czas temu) słowami o braku zrozumienia (czyjej strony?, Tu działa ruch jednostronny i jednokierunkowy) Kobiece planowanie polega na tym że, decyzja nie podlega konsultacjom społecznym i ma charakter dekretu z którym można się jedynie zapoznać (Kobieta na prezydenta !!!) Jej negacja i jakiekolwiek zmiany są wyrazem nielojalności i jako taka jest również piętnowana.
Facet wyciągając wnioski i chcąc uniknąć eskalacji konfliktu następnym razem, nie uzewnętrznia się ze swoimi planami, pozostawiając ich wykonanie w sobie znanym i przez siebie określonym czasie. Kobiety tego nie rozumieją nazywając tego typu zachowanie brakiem woli i współpracy pozbawionym jakichkolwiek uczuć w stosunku do nich. Ale jeśli ktoś myśli, że to koniec - jest w błędzie. Jesteśmy na krawędzi wojny.
Kobieta szybko dostrzega, że facet wymyka się spod jej "planu pięcioletniego" (liczba nie ma znaczenia i jest tylko przykładem) i uruchamia swoje "tajne służby" (intuicja kobieca) oskarżając nas o zdradę i brak uczuć. Dlaczego? Bo nie poddaliśmy się woli jedynej słusznej i kochającej strony w tym związku (Czy tego już nie przerabialiśmy na historii). Ukrywając swoje plany przed nią, dopuszczamy się zdrady stanu (na pewno z kochanką oferującą zmianę ustroju na bardziej liberalny) zostajemy jednoznacznie i nieodwołanie oskarżeni i osądzeni. Oczekując wyroku w więzieniu o zaostrzonym rygorze (atmosferze, którą trudno wytrzymać) Gdzie wówczas jest Amnesty International, Greenpeace, SANEPID, PIH.
Gdy już nam się wydaje, że przy "okrągłym stole" doszliśmy do porozumienia dowiadujemy się jeszcze na koniec z wyrzutem, że w ogóle o siebie nie dbamy ?!, patrz: zdrowie. Co zapewne wynika z tego, że?.. Tutaj można wstawić paletę sformułowań, której żadnej z Pań nigdy nie brakuje. I tak historia zatacza krąg.
Porównać można problem do osiągnięcia syntezy jądrowej. Wszyscy o niej teoretyzują ale jeszcze nikomu nie wyszła. Facet liczy na to że Kobieta się nie zmieni, a Kobieta że jest w stanie zmienić Faceta.
Odpowiedzcie sobie sami czy tego typu ustrój i państwo ma szansę przetrwać? Moim zdaniem wątpię i z całą pewnością będzie niejednokrotnie dochodziło do przewrotów i zamachów stanu (rozwodów). Jakiekolwiek przekształcenia w demokrację (partnerstwo) nic nie zmienią. Wywołają tylko eskalację roszczeń i żądań na ulicach (najsilniej w kuchni, sypialni i łazience). Więc co jest lepsze Anarchia czy Monarchia? Nie żyje król - tak wołają zawsze po wyborach nowego króla i po pogrzebie poprzedniego. Chwilo trwaj z ciebie składa się przecież wieczność.
Artykuł ten proszę potraktować humorystycznie gdyż nie odzwierciedla on dokładnie poglądów autora ani jego stosunków do jakiegokolwiek Państwa oraz Unii Europejskiej.

Baner 720x300

create your own banner at mybannermaker.com!
Copy this code to your website to display this banner!