Każdy zna każdego w sześciu stopniach oddzielenia tzw. eksperyment „świat jest mały”. To eksperyment przeprowadzony w 1967 roku przez psychologa Stanleya Milgrama. Doświadczenie to miało udowodnić hipotezę, że do każdego człowieka jakiejkolwiek dużej społeczności, można dotrzeć za pośrednictwem innych osób. Polegało to na tym, że wysłano setki listów do losowo wybranych osób z prośbą o przekazanie ich swoim znajomym jeśli nie znali ostatecznego adresata. Eksperyment udowodnił, że najczęściej trzeba około sześciu przekazów kolejnym osobom aby wiadomość dotarła do tej właściwej.
Dziś to założenie jest często wykorzystywane w poczcie elektronicznej dla różnych celów tzw. "łańcuszki". Podobne założenie wykorzystano w filmie "Podaj dalej" (ang. Pay it forward). Jest socjologicznym dogmatem, powstało na jego bazie wiele modyfikacji bardziej lub mniej rozrywkowych jak "Sześć stopni od Kevina Bacona" (ang. Six Degrees of Kevin Bacon) czy "Jaka jest twoja liczba Erdesza?". Wszystkie one wykorzystują ten dogmat starając się określić matematycznie ilość operacji doprowadzającą nas do celu. Zainteresowanych szerzej tematyką odsyłam do internetu.
Eksperyment dotyczył osób i im współcześnie żyjących, a co by było gdyby sięgnąć w przeszłość po informację i wiedzę? Toż to machina czasu!
Bardzo spodobało mi się to założenie tym bardziej, że życie na każdym kroku udowadniało mi że to się sprawdza. A to np:
- gdy poznałem mieszkańca Mławy, który był szkolnym dobrym kolegą, mojego kolegi z rodzinnego miasta Sokółki (odległego o setki km),
- a to gdy poznany sąsiad w olsztyńskiej kamienicy do której się wprowadziłem, okazał się bratankiem mojej cioci z Miłakowa (rodziny związane po 1945) ,
- gdy w rozmowie z kolegą z pracy w moim odległym Olsztynie odnaleźliśmy wspólne korzenie i nazwiska w okolicach Troszyna (Dobkowscy, Mierzejewscy),
- gdy wynajmując teren w Kętrzynie pod nadzorowaną przeze mnie placówkę okazało się, że wynająłem ją od swojej kuzynki (ze strony babci ojczystej)
i wiele innych tego typu "nieprzypadkowych" przypadków. Te ostatnie kazały mi się tym bardziej zastanowić, czy nie można tego wykorzystać w poszukiwaniach genealogicznych. Od tamtej pory często oprócz nazwiska pytam o miejsce pochodzenia i dziadków, a "przypadków" jest coraz więcej. Często chcąc zrozumieć teraźniejszość, trzeba zapytać o przeszłość. Tak więc, jak to napisałem powyżej i poniżej nasunęła mi się teza, którą zdaża mi się nader często sprawdzać.
Każdy człowiek jakiejkolwiek społeczności, może być ze sobą spokrewniony lub spowinowacony dzięki sieciom powiązań członków rodzin i społeczności. Niby nic nowego i odkrywczego, ale to dobra zabawa łącząca przyjemne z pożytecznym czyli poszukiwania genealogiczne. Podobne założenia chyba przyjął Dr. Marek Jerzy Minakowski budując swoją "Wielką genealogię Minakowskiego" i inne tego typu projekty jak "Genealogia potomków Sejmu Wielkiego" itd, potrafiąc udowodnić powiązania rodzinne takich adwersarzy jak Jarosław Kaczyński i Bronisław Komorowski.
Nie wolno zapomnieć, że w tej myśli nie jest ważny cel sam w sobie, ale droga jaką obieramy w dotarciu do niego, warto się pokusić o szukanie wspólnej przeszłości. Dalej niż do Adama i Ewy chyba nie dotrzemy ;-) choć znam i inne ciekawe przypadki zastosowania tego typu powiązań genealogicznych patrz link tutaj.
Genealogia anglosaska traktuje stopnie pokrewieństwa niemal dosłownie określając w nazewnictwie pokrewieństwo (ang. "Cousin x times removed", czyli "Kuzyn x razy przesunięty") w stopniach oddalenia w stosunku do nas. W dużym uproszczeniu oznacza to nic innego, jak to ile pokoleń dzieli nasze pokolenie i drugą osobę do wspólnego przodka wyrażone liczbą. I tak z kuzynami 1 stopnia, czyli siostrami i braćmi stryjecznymi lub ciotecznymi jesteśmy spokrewnieni poprzez Dziadków, z kuzynami 2 stopnia przez Pradziadków, z kuzynami 3 stopnia przez Prapradziadków itd.
Tego typu numerologia ma zastosowanie przede wszystkim w sądownictwie jak i w prawie kanonicznym. W pierwszym przypadku chodzi o dziedziczenie, co przy tak ogromnym rozdrobnieniu, jakie panowało na ziemiach polskich i często braku majątku, nie miało większego znaczenia, w drugim przypadku zaś chodziło o względy medyczne związane z mieszaniem krwi, dziś określane mianem powikłań genetycznych.
Nasi przodkowie, którym się nie chciało liczyć, musieli przyjąć podobny wniosek, uznając że powyżej szóstego stopnia pokrewieństwa lub powinowactwa nie warto liczyć, uprościli sobie to określeniem" siódma woda po kisielu".
Dziś chciałbym was skłonić do zastanowienia się i nie lekceważenia takich źródeł informacji, które ogólnie nazywamy "siódmą wodą po kisielu". Gdyby nie odlegli (USA, Polska i Świat) lub domniemani kuzyni (nikt już nie pamięta stopnia pokrewieństwa) nigdy nie dotarłbym do wielu dokumentów i informacji o moich przodkach, którzy umierali bardzo młodo w wielodzietnych rodzinach. Tym samym nie mamy pewności czy osoba o naszym nazwisku nie wywodzi się od zapomnianego brata naszego x razy Pradziadka i nie jest naszym kuzynem n stopnia. Pamiętajmy także, że "im dalej w las tym więcej drzew", tym samym każdy z nas miał czworo dziadków, ośmioro pradziadków, szesnaścioro prapradziadków itd., w każdej parze przodków pojawia się także nowe nazwisko. Co nie wyklucza że Pan Nowak jest bliższym lub dalszym kuzynem Pana Kowalskiego, a ich wspólna wiedza historyczna może się nawzajem uzupełniać.
W Nowym 2011 Roku otrzymałem od tak fizycznie i genealogicznie odległego "kuzyna" prezent w postaci zdjęcia - długo poszukiwanego aktu zgonu mego Praprapradziadka Marcina Mierzejewskiego. Informacje z niego pochodzące objawiły nowe zagadki, cofnęły mnie także o kolejne pokolenia w głąb historii do przełomu XVIII/XIX wieku. Jakże symbolicznie kończąc pierwszą dekadę XXI wieku, ponad 200 lat mojego rodu Mierzejewskich, gdy urodził się (teraz znam już go z imienia) Baltazar Mierzejewski - mój 4xPradziadek ojciec Marcina z Mierzejewa Repk.
Suchcice
Działo się w Goworowie Dnia dziesiątego lipca tysiąc osiemset pięćdziesiątego ósmego roku w godzinie piątej po południu stawili się Stanisław Suchcicki lat sześćdziesiąt: Jan Zalewski lat pięćdziesiąt sześć mający, właściciele częściowi z Suchcic i oświadczyli iż dnia wczorajszego o godzinie trzeciej po południu zmarł w Suchcicach Marcin Mierzejewski wyrobnik lat trzydzieści pięć mający, urodzony w Repkach Parafii Troszyńskiej, syn niegdy Baltazara i Marianny małżonków Mierzejewskich, we wsi Suchcicach zamieszkały, zostawiwszy po sobie owdowiałą żonę Annę z Choromańskich lat trzydzieści sześć mającą. Po przekonaniu się naocznem o zejściu Marcina Mierzejewskiego Akt ten przez Nas tylko podpisany został gdyż stawający pisać nie umieją...
W tamtym okresie Suchcice to niewielka wieś z ludnością mieszaną szlachecko włościańską położona nad rzeką Orz w guberni łomżyńskiej, powiecie ostrołęckim, gminie Czerwin, parafii Goworowo. Te południowe obszary powiatu mają bogatszą glebę, żytnią, a nawet pszenną, jak to określa "Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich". W 1827 roku wieś liczyła 38 domów, 265 mieszkańców, była tam także jedna z 9 w całym powiecie, szkółka początkowa. Jak łatwo wyliczyć przeciętna rodzina mogła liczyć ok. 7 osób.
W okresie powojennym mieszkańcy własnym sumptem pobudowali kaplicę którą widać nieco po lewej na górnym zdjęciu. Cały region jest usiany miejscami upamiętniającymi przeszłość jej mieszkańców.
Poniżej przedstawiam zdjęcia pomnika upamiętniającego mieszkańców Suchcic ponad 100 lat później niż prezentowany akt "przypadkowo" z takimi samymi nazwiskami jak w powyższym dokumencie.
W okresie powojennym mieszkańcy własnym sumptem pobudowali kaplicę którą widać nieco po lewej na górnym zdjęciu. Cały region jest usiany miejscami upamiętniającymi przeszłość jej mieszkańców.
Poniżej przedstawiam zdjęcia pomnika upamiętniającego mieszkańców Suchcic ponad 100 lat później niż prezentowany akt "przypadkowo" z takimi samymi nazwiskami jak w powyższym dokumencie.
Sporo pracy Autora kosztowało przygotowanie tego materiału. Gratuluje efektów.
OdpowiedzUsuń