Jak chyba w każdej polskiej rodzinie, może we wczesnych lub nieco bardziej współczesnych pokoleniach, można odnaleźć ślady emigracji choćby czasowej. Kierunki tej migracji bywały różne w rożnych czasach o czym już zdążyłem wspomnieć w poście pt. "Po polsku poza Polską".
Sam również w burzliwych latach 90-tych, Polskiej transformacji próbowałem znaleźć swoje miejsce w Holandii gdzieś opodal Hook van Holland i miejscowości Monster. Było miło, ale jednak mimo pierwszego zachwytu wolności coraz bardziej odczuwałem, że tam zawsze będę obcy.
ok 1991 r. Holandia. w tle miasteczko Monster lub okolica |
Niestety decyzja o wyjeździe w XIX lub na początku XX wieku nie była tak prosta jak moja. Żeby wyjechać trzeba było zdobyć wiele środków, spieniężając niemal wszystko do czego byłoby można jeszcze wrócić. Na wyjazd taki składała się cała rodzina. Pieniądze te płaciło się pośrednikom, którzy często tak jak i dzisiaj chodzili wokół ciebie dopóki dopóty wiedzieli, że są jeszcze jakieś pieniądze do wyciągnięcia.
Kuferek podróżny który towarzyszył emigrantom. źródło: Mini Muzeum Wsi państwa Godlewskich z Jaziewa |
Większość emigrantów w tych wczesnych latach migracji obierała kierunek Ameryka czyli USA. Tam po przejściu kwarantanny np na Ellis Island i spisania nowo przybyłych, ścierali się z twardą rzeczywistością. Powrotu właściwie nie było z wielu powodów, a największym chyba był wstyd i zawód dla całej rodziny, która składając się na podróż, liczyła na wsparcie pozostałych w kraju.
Emigranci w tym nowym i obcym jeszcze kraju starali się trzymać razem. Stąd po dzień dzisiejszy całe skupiska ludności z regionu, czy wręcz miejscowości w konkretnych miastach i miasteczkach Stanów Zjednoczonych Ameryki. Takich miejsc jest wiele i nie będę wymieniał ich wszystkich wspominając choćby tylko Nowy York, Chicago.
Moi kuzyni na których ślady trafiałem wybierali np. New London, New Britain, obydwie miejscowości w stanie Connecticut. Poniżej zaprezentuję ślady jakie po nich pozostały, a na które natrafiłem w swoich poszukiwaniach, często dzięki pomocy życzliwych jak zwykle osób ze środowisk genealogicznych.
Akt urodzenia z 1888 r. Antoniego Mierzejewskiego, jednego z pradziadków stryjecznych który wyemigrował do Ameryki z Kamionowa (Kamienowo) na Mazowszu |
Jego Amerykański akt zgonu, którego ślad prowadzi do rodziny Dembek |
Jednym ze wspomnianych braci i siostrzeńców był mój pradziadek Władysław Jakub oraz dziadek Piotr Mierzejewski |
Każdy członek społeczności, nieważne jak bardzo zasłużony lub nie, jeśli był znany lokalnej społeczności mógł liczyć na dość skrupulatny i treściwy nekrolog. Same nekrologi stanowią bezcenne źródło informacji. Niestety szukać ich trzeba w bibliotekach za wielką wodą. Dziś w dobie dygitalizacji dostęp do nich staje się coraz łatwiejszy. Trzeba tylko wiedzieć co i jak lub z kim rozmawiać ;-)
Z innych źródeł wiadomo, że jeśli nasz kuzyn był niegrzeczny, niemoralnie się prowadził lub był zamieszany w przestępstwo, istnieje duże prawdopodobieństwo iż cała jego osoba wraz ze znaną rodziną także została opisana z wieloma szczegółami.
Prezentuję poniżej, także przesłane mi przez Garreta Mierzejewskiego, nekrologi rodziny Dembek, licząc po cichu, że może, ktoś, kiedyś z tej rodziny przeczyta i zechce się skontaktować. Może, jeśli Antoni żył, zmarł i pracował razem z Tomaszem Dembek, [synem Stanisława i Teresy Oliński, ur.1881 r. w Warszawie] pozostawił po sobie jakieś zdjęcia, pamiątki. Zamieszczam te nekrologi, także dla kolejnego przykładu, na jak świetne i dokładne informacje, poszukiwacz może liczyć.
Na koniec jeszcze jeden ślad dotyczący emigracji z rodziny Noruk z Jaziewa o której niewiele wiem. Z wielu aktów urodzeń jak i dokumentów na Ellis Island wynika, że część rodziny Noruk aka Naruk, wyemigrowała na przełomie XIX i XX wieku z Jaziewa i okolic poprzez Hamburg do USA. Potwierdzają to wspomnienia mojej Mamy o przychodzących paczkach z Ameryki do późnych lat 50 -tych.
W swoich poszukiwaniach na amerykańskich portalach trafiałem na ich ślady ale bez rozwinięcia kontaktu. Wydaje się że część tamtejszych Noruków zmieniła nazwisko na krótszą i bardziej zamerykanizowaną formę, Nork.
Ten nekrolog otrzymałem dzięki uprzejmości kolegi z Jamińskiego Zespołu Indeksacyjnego, Krzysztofa Zięciny. Dziękuję.
Dodawałbym i dodawał więcej zdjęć i tekstu dotyczących migracji osób związanych z moją rodziną ale w ten sposób ten post wydłużyłby się niemiłosiernie. Na koniec jednak nie mogłem się powstrzymać aby nie dodać kolejnego tekstu Pana Józefa Matyskieły, który na łamach lokalnej gazetki "Nasz Sztabiński Dom" publikował przez lata swoje świetne, wspomnieniowe teksty. A więc zapraszam do lektury "Za chlebem" Pana Józefa Matyskieły
Za chlebem
Za chlebem
Kończył się
wiek XIX. Przeminął czas okrutnych wojen, morowego powietrza i głodu. Naród
Polski odradzał się z nadzwyczajną siłą. W ostatnich dziesięcioleciach ludność
naszego kraju podwoiła się. Nastąpiło katastrofalne przeludnienie. Problem ten
szczególnie dotknął obszary wiejskie. Nie inaczej było też w naszej okolicy. W rodzinach
naszych pradziadów przybywało potomstwa, którego liczba – mimo wysokiej
śmiertelności - nierzadko dochodziła nawet do dziesięciu. Ziemia będąca w
posiadaniu chłopów od ogłoszenia w 1864 roku przez cara ukazu uwłaszczeniowego
dzielona była na kolejnych potomków. Coraz częściej brakowało chleba i miejsca
w wiejskich chałupach.
W tym czasie nastąpiła w świecie era rewolucji
przemysłowej podnosząc błyskawicznie poziom życia w niektórych krajach. Na
dodatek po zniesieniu dotychczasowych, feudalnych realiów ekonomicznych,
wprowadzona została gospodarka towarowo-pieniężna. W życiu naszych przodków
pojawiła się nowa wartość – pieniądze. Porzucenie rodzinnego domu z
przekleństwa stało się teraz błogosławieństwem, dającym nadzieję na zarobienie
pieniędzy i poprawę warunków życia. Polacy, tak jak inne narody Europy,
wyruszyli w świat.
Jaziewo było wówczas gęsto zabudowane i
również przeludnione. Położone po obu stronach ulicy (dzielone wielokrotnie od
pierwszych nadań ziemi na początku XVIII w.)
siedliska miały nie całe dwadzieścia metrów szerokości. Dlatego też po
obu stronach wsi, biegła po „zagumieniu” droga ułatwiająca dojazd furmanek ze
zbożem do stodół. Nazywano ją
ułeczką.
Młodzież pochodząca z wielodzietnych
rodzin, nie mając nadziei na poprawę warunków życia, zaczęła wyruszać w świat.
Były to głównie wyjazdy za chlebem do Ameryki, krainy epokowych wynalazków i
boomu gospodarczego. Zdarzało się też,
że w przypadku młodych mężczyzn powodem wyjazdu była chęć uniknięcia służby w
rosyjskim wojsku lub ucieczka przed carskim wymiarem sprawiedliwości. Ci,
którzy wyjechali pierwsi „zabierali” później swoje rodzeństwo, kuzynów i
sąsiadów. Napływające do kraju pierwsze dolary rozbudzały pragnienia o
amerykańskim śnie. Kto tylko mógł pożyczał pieniądze na drogę i wyjeżdżał.
Wyjazd taki kosztował niemałą sumę w rublach (może ktoś z czytelników wie, jaka
to była kwota?). Udający się na emigrację, odprowadzani przez bliskich, szli z
tobołkami przez łąki w kierunku Nozdranki, gdzie odbywało się pożegnanie. Dla
większości było to rozstanie z rodziną do końca życia. Przeprawiano się później
łódką na drugi brzeg kanału, by dalej iść z przewodnikiem do leżącej w Prusach
Wschodnich stacji kolejowej w Prostkach. Przewodnikiem w Jaziewie był
Dąbrowski. Po kilku dniach spędzonych w kolejowych wagonach podróżni docierali
do portów niemieckich: Hamburga lub Bremy, by później płynąć ponad dwa tygodnie
statkiem przez Atlantyk do Nowego Jorku, Baltimore lub Bostonu. Urodzony w 1891
roku w Jaziewie Ignacy Milewski wypłynął z Bremy 12 marca 1907 roku statkiem SS
„Wurzburg”, by 29 marca przybić do Ellis Island w Nowym Jorku. W niektórych
przypadkach podróż morska rozpoczynała się też w Królewcu lub w portach
holenderskich.
Ellis Island to wyspa leżąca tuż przy
wejściu do portu Nowy Jork. W latach 1892-1924 istniało tu centrum przyjmowania
imigrantów przybywających na wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych. Odbywało
się tu przesłuchanie i kontrola stanu zdrowia osób wjeżdżających. Po
zrealizowaniu tej procedury, imigranci byli przewożeni na ląd, gdzie
rozpoczynali nowe życie. Przez cały okres istnienia ośrodek ten przyjął ok.
dwunastu milionów osób. Po I wojnie światowej St. Zjednoczone utworzyły w
świecie sieć ambasad, w których można było ubiegać się o wizy. Wyeliminowało to
potrzebę sprawdzania imigrantów w chwili ich przybycia.
Z większości mieszkających w Jaziewie
rodzin, ich krewni wyjechali do Ameryki. Nie zawsze jednak decyzja o wyjeździe
była łatwa. Mogła się o tym przekonać Franciszka Krysztopówna. Gotową do drogi
dziewczynę do zmiany planów nakłonił mieszkający naprzeciwko sąsiad Józef Paweł
Andruszkiewicz. Wkrótce odbyło się
wesele, a w 1898 urodził się ich pierworodny syn, Józef. Zdarzało się, że w
wyjeździe przeszkodził ktoś z rodziny. Zofii Szmygiel (ur.1902) uniemożliwił
wyjazd jej brat Sylwester, który schował shipkartę. W podróż często udawało się
kilkoro rodzeństwa. W rodzinie Józefa Janika (ur. 1912) wyjechało trzech
stryjów. Natomiast czwarty z rodzeństwa, ojciec Józefa - Bolesław pojechał tam,
żeby skłonić braci do przekazania mu ojcowizny. Wybuch I wojny światowej i
choroba nóg sprawiły, że z dala od rodziny musiał spędzić całe dziesięć lat.
Wśród emigrantów z Jaziewa były m. in.
stryjeczne siostry: 19-letnia Marianna i 18-letnia Rozalia Krysztopówny w roku
1900 oraz 17-letni Stanisław Szmygiel w roku 1902. Ten ostatni przy osiedleniu
się w Ameryce korzystał z pomocy pochodzącego z Janówka kuzyna Toczyłowskiego,
by po kilku latach pomóc wspomnianemu wcześniej Milewskiemu.
Zderzenie z amerykańskimi realiami często
okazywało się bolesne. Emigranci pochodzenia chłopskiego w uprzemysłowionym
kraju dostawali ciężką, najgorzej płatną pracę w kopalniach, rzeźniach i w
rolnictwie przy zbiorach owoców. Byli też zatrudniani w większości na
stanowiskach dla niewykwalifikowanych robotników w zakładach
przemysłowych. Za wykonywaną pracę
dostawali 1-2 dolary dziennie (znacznie poniżej średniej amerykańskiej pensji).
Jednak emigrantom w USA żyło się z pewnością lepiej niż w ojczyźnie. Osiągany
dochód pozwalał na utrzymanie rodziny i odłożenie kilkudziesięciu dolarów
rocznie.
Z mieszkających wówczas w Jaziewie trzech
rodzin Matyskiełów, jednej w Mogilnicach i jeszcze kilku w regionie, na
emigracji m.in. byli: Bolesław (ur. 1881) – wyemigrował w roku 1906; Jgnacy
(ur.1875); Kazimierz (ur.1873) – wyemigrował w roku 1907 z Grodna; Franciszek
(ur. 1889) – wyemigrował w roku 1913 z Suchowoli; Antoni (ur.1895); Pelagia
(ur.1886); Adam (ur.1873) – wyemigrował z Suchowoli i Karol (ur.1870). Z mojej
rodziny wyjechali dwaj bracia dziadka Antoniego: Bronisław i Stanisław. Stanisław założył rodzinę i prowadził własny
sklepik. Miał syna Józefa, który będąc rozrywkowym kawalerem przepuszczał w
weekendy całotygodniowy utarg ojca. Ze Stanisławem utrzymywaliśmy kontakt
listowny. W 1961 roku, będąc już w podeszłym wieku ostatni raz napisał do nas i
przysłał mi zabawki, z których zachował się do dzisiaj mały plastykowy konik –
jedna z niewielu pamiątek po tamtym pokoleniu. Z Bronisławem nie mieliśmy
żadnego kontaktu.
W chwili wybuchu I wojny światowej
amerykańska Polonia liczyła około 3 milionów osób. Największe skupiska polskiej
ludności zamieszkiwały tereny od wschodniego wybrzeża po pogranicze z Kanadą w
okolicy wielkich jezior. Życie na emigracji toczyło się wokół polskich parafii
i organizacji o charakterze społeczno-narodowym i patriotycznym. Kiedy trzeba
było walczyć o wolność ojczyzny, przebywający na emigracji młodzi Polacy masowo
zaciągali się, jako ochotnicy do amerykańskiego wojska by bić się z Niemcami.
Do armii amerykańskiej wstąpiło prawie 40 tys. Polaków. Wśród mężczyzn
poddanych wówczas rejestracji figurują: Frank, Bolesław, Michael, Antoni oraz
wspomniany wcześniej Bronisław Matyskieła. Być może z Bronisławem stało się coś
w czasie wojny.
Młodzi Polacy z Ameryki zasilili też
powstającą w 1917 roku we Francji „Błękitną Armię” gen. Hallera. Niezależnie od koloru mundurów, walcząc z
zaborcą, ponosili najwyższą ofiarę. Wcielony do armii amerykańskiej Wiktor Ostrowski
z Czarniewa zginął 18 lipca 1918 roku w czasie niemieckiego ataku gazowego pod
Verdun. Miał wówczas 29 lat. Polegli
też, będąc amerykańskimi żołnierzami: Wiśniewski z Dolistowa (matka z
Kalinowskich z Jaziewa) i Mieczysław Kalinowski z Jaziewa (brat Michała).
Pochodzący z Mogilnic Mikazy Aniszko (wyjechał do USA w roku 1908 w wieku 22
lat) uległ zatruciu gazem i po wyleczeniu wrócił do kraju.
Do Armii Hallera zaciągnął się
przebywający w Ameryce Józef Sieńko z Jaziewa, który po zakończeniu wojny
pozostał w kraju. We wsi nazywano go później „Helerem”. W spisie żołnierzy
Armii Hallera ujęci są Józef i Antoni Matyskieła.
Po wypełnieniu swej misji, Hallerczycy
ładowali się na statki w Gdyni by wracać do Ameryki. Na wieść o nadciągających
ordach bolszewickich większość z nich zrezygnowała z wyjazdu, by wziąć udział w
obronie ziemi ojczystej w lecie 1920 roku.
Wśród rejestrowanych do poboru do wojska
w czasie II wojny światowej znajdują się - sądząc po pisowni imion – w większości
mężczyźni urodzeni już w Ameryce: John Joseph, Stefan, Stanisław, Edward P.,
John C., Joseph W., Walter F. i Walter W. Matyskieła.
Zdarzało się, że pochodzący z naszego
regionu emigranci wyjeżdżali w tamtym czasie do innych krajów. Jan Świerzbiński
z Jaziewa przebywał w Brazylii. Po I wojnie światowej wrócił do rodzinnej wsi,
by za zarobione pieniądze otworzyć sklepik. Jego „firma” - jako jedyna
istniejąca w Jaziewie - jest ujęta w Księdze Adresowej Polski z 1929 roku.
Bywało, że do kraju wracali też ci, którzy
przebywali w Ameryce. Byli to najczęściej samotni mężczyźni, którzy nie
założyli tam rodziny lub ci, którym się nie powiodło. W Jaziewie przed I wojną
światową zamieszkał pochodzący z Promisk Stanisław Sawicki
(dziadek Edwarda Sawickiego),
który za odłożone z pracy w „majnach” (ang. mine – kopalnia) 400 dolarów kupił
ziemię od Janików i tu założył rodzinę. Wrócili też: jeden z Janików i
Borkowski. Ten ostatni odsądził swoją część ojcowizny od brata i dożywał u
Bogdziów. W 1971 roku powrócił na stałe Kazimierz Szmygiel. W czasie wojny był
na Syberii, skąd trafił do Armii Andersa. Po przejściu całego szlaku bojowego i
zakończeniu wojny pojechał z Anglii do wspomnianego wcześniej brata Stanisława.
Zmarł w 1973 roku u rodziny w Jaziewie. Bardzo rzadko wracały całe rodziny. Do
kraju po I wojnie światowej wrócili Leszczyńscy z Wrotek oraz Wiśniewscy z
Dolistowa.
Żoną Wiśniewskiego została w Ameryce
pochodząca z Jaziewa Julianna z Kalinowskich, siostra Michała. Tam też urodziły
się ich dzieci. Piszę o tym, ponieważ z Kalinowskimi łączy mnie dalekie
pokrewieństwo. Z rodziny tej pochodziła jedna z moich prababek ze strony ojca –
Michalina. Była żoną Wojciecha Kamińskiego w Jagłowie i miała dwie córki:
Feliksę (1887-1919) – matkę mojego ojca i Teofilę (1888-1974) – zamężną za
Matyskiełą w Suchowoli.
Odzyskanie w 1918 roku niepodległości nie
zahamowało emigracji zarobkowej. Nasi rodacy nadal wyjeżdżali do Ameryki.
Pojechał tam, stryjo mojej mamy - Antoni Tomaszewski z Jamin (były tam jego
siostry Rózia i Wincka). Wrócił jednak po kilku latach, bo nie znosił „stawać
na dzwonek do pracy”. Wyjeżdżano też za chlebem do Niemiec i Francji. W latach
trzydziestych ubiegłego wieku w Niemczech byli Józef Borysewicz i Wacław
Panasewicz. Do Francji pojechali m. in. Franciszek Andruszkiewicz, Zygmunt
Olszewski, Stanisław Kuczyński i Kazimierz Sieńko. Andruszkiewicz doznał
kontuzji w czasie pracy w kopalni. Po wyleczeniu został tam na stałe i założył
rodzinę. W 1978 roku odwiedził w Jaziewie krewnych i znajomych, a wśród nich
kolegę z czasów młodości -mojego ojca. Pracujący w przemyśle zarabiali więcej,
natomiast ci na roli raczej niewiele. Zatrudnionemu u francuskiego farmera
Kuczyńskiemu odłożone pieniądze nie wystarczyły na podróż i z wielkimi
trudnościami dotarł do domu. Żartowano później we wsi, że Staś Kuczyński wrócił
z Francji na piechotę.
Niektórzy z przebywających we Francji
polskich robotników zarazili się ideami głoszonymi przez Francuską Partię
Komunistyczną, i to na tyle skutecznie, że szerzyli je po powrocie do kraju.
Należeli do nich Stanisław Feler z
Kopytkowa, który za pierwszego Sowieta był przewodniczącym Rady Narodowej w
Jaminach, a „za Niemców” został zastrzelony przez Ignacego Pawełkę - agenta
niemieckiej Abwehry i Władysław Pycz z
Czarniewa.
Zdarzało się, że przebywający na
emigracji w Ameryce odwiedzali po latach swoich bliskich w kraju. W sierpniu
1960 roku przyjechał po kilkudziesięciu latach do Jaziewa Józef Sieńko (z
innych niż „Heler” Sieńków). Odwiedził bliższą i dalszą rodzinę oraz znajomych.
W czasie jego pobytu do wsi przyjechało kino objazdowe, by w remizie wyświetlić
„Krzyżaków”. Na film tłumnie podążyła cała wieś. Sieńko był tym bardzo
zdziwiony. Powiedział, że nie ma czasu chodzić u siebie do kina, a poza tym
musi oszczędzać dolary.
Niemałą rolę w transporcie rodaków za
ocean odegrały dwa polskie statki pasażerskie. Pierwszym z nich był zbudowany w
1936 roku we włoskiej stoczni M/S „Batory”. Zastąpił go w 1969 roku zakupiony w
Holandii, TS/S „Stefan Batory”, który pływał przez Atlantyk jeszcze w latach
osiemdziesiątych.
Emigracja w poszukiwaniu lepszego
życia przez długie lata była nieodłączną częścią naszej rzeczywistości. Przez
długie lata określenie „Amerka” oznaczało
dobrobyt, nienaruszalność prywatnej własności i wolność obywateli, a także
postęp i nowoczesność. Do wybuchu II wojny światowej wyjechało do Ameryki ok.
12 milionów Polaków. Nieocenioną była pomoc, jakiej udzielali swoim rodzinom w
zniszczonym działaniami wojennymi kraju. Słowo: „dolary” miało wtedy magiczną
moc. Drobne banknoty wkładane do listów, czy też paczki, przeważnie z odzieżą,
były tu w kraju bardzo oczekiwane. Z przykrością należy jednak stwierdzić, że
owe przesyłki były pokusą dla nieuczciwych pracowników poczty.
Po II wojnie światowej wyjazdy zagraniczne
naszych rodaków zostały początkowo bardzo ograniczone przez władzę
komunistyczną. Na sile przybrały dopiero w latach siedemdziesiątych u.w.
Ówczesne państwo, tworząc sklepy „Pewexu” znalazło sposób na ściąganie dolarów
z rynku. Emigracja do USA trwa po dziś
dzień. Jeśli zaś chodzi o rodziny noszące moje nazwisko, to tu, w Polsce można
je policzyć na palcach obu dłoni. Natomiast nazwisko Matyskiela noszą dziesiątki
rodzin rozsianych po wszystkich stanach
A.P.
W tekście wykorzystano ustny przekaz
następujących osób:
Bronisław Matyskieła (1907-1984),
Józef Janik (rocznik 1912),
Helena Matyskieła (rocznik 1922),
Leopold Murawski (rocznik 1934)
oraz strony:
Ancestry.com i
www.ellisisland.org
Grajewo, dn. 25 września 2008
roku. Józef Matyskieła