piątek, 28 stycznia 2011

Widoczki z podróży na wschód. Sokółka i okolice

Kochani Blogowicze dopadł mnie zwierz zwany Leniem (w odróżnieniu od JeLenia) w tej Podlaskiej Puszczy, dlatego dziś nic szczególnego nie napiszę. Zostawię te kilka obrazków z okolic Sokółki bez komentarza. Zima, styczeń 2011, -11 stopni C
Jak się wam spodobają zrobię i zamieszczę więcej ! 

Zimowe impresje



Brama wejściowa na Mizar w Bohonikach

Zimowa sanna na prawdziwych saniach

Symbole orientu
Symbole orientu. Bohoniki

                                
                                  Zimowe impresje







Jeden z wielu w regionie wiatraków. Malawicze

Piękna aleja prowadząca na cmentarz od strony kościoła

Stary drewniany krzyż jakich wiele można spotkać przy drogach

Powiększony cm. prawosławny od strony starej części ewangelickiej.

Tajemnicze kolumny na obecnie prawosławnym cmentarzu

Widok tzw. "starego cmentarza" pięknie położonego na wzgórzach sokólskich

Widok kościoła od strony zbiegu ulic Mickiewicza i Białostockiej. Na pierwszym planie pomnik wywiezionych na Sybir

Oryginalna kwadratowa wieża z bramą (dawna dzwonnica) prowadzącą do portalu kościoła

Najstarszy kościół w Sokółce. Parafia powstała w XVI wieku z fundacji króla Zygmunta III. Główną bryłę kościóła zbudowano w 1840-1848 po pożarze drewnianego kościoła w 1796. W latach 1901-1904 uzyskał ostateczny kształt. Portal i otoczenie kościoła wraz z ogródkiem jest znane z trylogii Jacka Bromskiego "U Pana Boga..."

sokólski ratusz nocą który odzyskał swoje znaczenie w latach 90-tych XX

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Pytania i problem z datami w kalendarzu


Wciąż nurtują mnie różne pytania, na które nie zawsze znajduję proste odpowiedzi. A mianowicie, dlaczego w niektórych krajach jeździ się po lewej stronie?, a kierownica w samochodzie jest po prawej?. Co z tą przepowiednią 2012 roku i skąd właściwie wiadomo, że jest rok 2011?
To tylko kilka przykładowych pytań, na które próbowałem znaleźć jakieś wyjaśnienie. Jak to zwykle bywa za każdą odpowiedzią krył się w mrokach historii jakiś człowiek, no ale nie byle jaki człowiek, bo albo Napoleon, albo Juliusz Cezar, a w końcu nawet papież Grzegorz XIII lub Mały Dionizy.
Dziś zostawię w spokoju Napoleona, który nam europejczykom fundnął ruch prawostronny na złość Anglikom. Zapewne z podobnych powodów Car Rosji kazał wybudować w swoim imperium tory kolejowe szersze niż w większości kontynentalnej Europy. Dla ciekawskich podpowiem, że idąc śladami tych powiązań można udowodnić wpływ końskich zadów w rzymskich rydwanach na system transportowy kosmicznego wahadłowca. I wcale nie żartuję!
No tak, ale wracajmy do pytań. Jak każdy badacz rodzinnych historii sięgając w jej głąb, zwłaszcza terenów byłego zaboru rosyjskiego spotkałem się z problemem ustalenia właściwej daty zdarzenia. Wynikało to z dwoistości zapisów w pewnym okresie i odmienności kalendarza, które fundnęli nam Julek Cezar i Grzesiu 13-sty. Ten ostatni poleciał po całości i skradł ludzkości bez mała 10 dni, których nigdy nie było, czym wywołał spore zamieszanie. Biorąc pod uwagę, że obecnie na świecie rodzi się dziennie ok 375 tyś dzieci, mógł wyeliminować w ten sposób ponad 3 mln narodzin.;-) To dla śmiechu. Aby ogarnąć wyliczenia Juliusza i Grzegorza trzeba sięgnąć po wiedzę astrologiczną i matmę, a tego nie chcę wam wyjaśniać gdyż sam nie wszystko empirycznie pojmuję, po drodze wyliczenia komplikują jeszcze Majowie, Izraelici, Muzułmanie i Chrześcijanie, każdy z kilkoma wersjami kalendarza i datami. W kolejce czekają inni no i Grzegorz XIII - reformator.
A więc Grzesiu załatwił, że nikt na świecie - chrześcijańskim świecie nie urodził się między 4 października 1582 roku, a 15 października tegoż roku. Zapytacie, dlaczego? No właśnie, bo Julek był niedokładny i Grzesiu musiał poprawić błąd, aby to wszystko ogarnąć i podatki, co roku na Św. Marcina zebrać. Poprawił nieco kalendarz, a że był zdolny fachura to i bez kilku dni wszystko mu się zgrało i odpaliło. Nie wszyscy go jednak posłuchali, bo już wcześniej Rzym się posypał i podzielił na kościół wschodni i zachodni (początek Wielkiej Schizmy 395 r. n.e.), a miał jeszcze problemy z Hugonotami i innymi Protestantami. Od tamtej pory Grzesiu miał tylko wpływ na niecałą swoją połówkę, a w drugiej tzw. wschodniej wszystko leciało po staremu, jak Julek przykazał.
No i się wtedy zaczęło! Sądzicie, że mając doświadczenie z liturgią kościoła wschodniego, wiecie, że wystarczy dodać 13 dni i wszystko jakoś zagra, a Sylwestra drugi raz obchodzić będziecie mniej więcej w połowie stycznia? Myślicie, że znacie historię i wiecie, co się, kiedy działo? - mylicie się!. Otóż nie.
W różnych krajach w różnym czasie nastąpiło przejście na tzw. kalendarz gregoriański - tak dokładnie nazwany na cześć wspomnianego papieża Grzegorza XIII. Niektórym to kilka wieków zajęło.
Julek Cezar, na cześć, którego nazwano jego system kalendarzem juliańskim, no cóż miał swoje pięć minut i jak wszystko, co antyczne musiał odejść do historii lub skryć się za horyzontem, gdzieś bardziej na wschód. 
Anglia wraz ze swoimi koloniami przeszły na nowy system dopiero w 1752 roku. W tym także Stany Zjednoczone, które się od Anglików uwolniły i pozmieniały nieco systemy metryczne na przestrzeni dziejów, ale czując związki z Europą przyjęły, a raczej zachowały jej system kalendarza. Dlatego Amerykanie mają problem z określeniem, kiedy urodził im się pierwszy prezydent - George Washington, 11 lutego 1752 roku czy też 22 lutego 1752, już po zmianie kalendarza na gregoriański. We Francji wprowadził go Napoleon Bonaparte po tym jak krótko Rewolucja Francuska liczyła swój czas od 22 września 1792 roku wg własnej modyfikacji. Rosja z kolei zrobiła to dopiero w 1918 roku już po zwycięstwie rewolucji, która zmieniła burżuazyjny kalendarz, stąd to co zwiemy "październikową" miało miejsce w listopadzie. Stalinowi się coś nie podobało i także próbował wprowadzić własny system kalendarza, aby każdy dzień w Kraju rad wypełniony był pracą, a każdy towarzysz świętował innego dnia. Do "normalnego" (gregoriańskiego) kalendarza powrócono w ZSRR, 26 czerwca 1940 roku. Za jego przykładem niektórzy "wielcy" tego świata jak Kim Ir Sen ćwiczą zmiany na własnych kalendarzach. 
W Polsce w okresie po powstaniu styczniowym (1864 r.) zaborca rosyjski kazał we wszelkich dokumentach urzędowych (w tym metryki) zapisywać daty wg kalendarza juliańskiego lub dwoiście i trwało to niekiedy aż do zakończenia I wojny światowej, czyli ok 1918 roku.
W końcu jest jakiś porządek na świecie... Nieprawda. W krajach gdzie obowiązuje Szarijat tzn. prawo zgodne z religią muzułmańską mamy 1432 rok. W Arabii Saudyjskiej oficjalnie jest rok 1432 - sprawdźcie sami. Kolumb jeszcze nie odkrył Ameryki. Może, dlatego Islamiści z Amerykanami się tłuką, bo chodzi o prawo pierwokupu czy własności; -) Ale nic im do tego - wiadomo, że nasz Jan z Kolna był na Green Poincie pierwszy, przed Krzyśkiem Kolumbowiczem, zanim jeszcze USA wprowadziło wizy dla Polaków. Teraz się mszczą, bojąc się, że ich skolonizujemy;-) 
Ale wiecie co?, Icek z Izraela i tak po tym wszystkim wniósłby apelację twierdząc, że właściwie to już wszystko było i w Torach jest zapisane. Ich Rabini liczą "od początku świata”, czyli od 7 października 3761 r. p.n.e. i wyliczyli, że mamy 5771 rok, już dawno po "Gwiezdnych Wojnach" "Dynastii" czy serialu "Kosmos 1992" (ang. "Space: 1992") A jak już coś w historii było to się im należy za blisko 6 tyś lat cierpienia, przez zasiedzenie.
Nasi chrześcijańscy mędrcy liczą od wieków i coś im się rachunek nie zgadza. Wiadomo, że liczymy naszą erę od narodzin Chrystusa, ale nikt już nie pamięta, kiedy właściwie się urodził, bo na pewno nie w grudniu. Tym bardziej, że z zameldowaniem był problem jak Herod chciał wszystkie noworodki wyciąć w pień. No właśnie ten Herod. Gościu się spóźnił i wg najnowszych badań zmarł 4 lata wcześniej. Studia nad Biblią i kronikami Cesarstwa Rzymskiego datują wydarzenia 4 lata wcześniej niż wyliczył to mnich Dionizy Mały. On to w 525 roku obliczył rok urodzenia Chrystusa na 754 rok ery rzymskiej. 
Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia, a lata w Rzymie liczono od legendarnego założenia tego wiecznego miasta. Także Dionizy Mały popełnił także mały błąd, gdy zaproponował, aby od tak wyliczonego początku ery, liczono erę chrześcijańską. I tak już ostało. Dopiero nie tak dawno dokładniejsze studia sugerują, że najprawdopodobniejszą datą narodzeń Chrystusa wydaje się 8 rok przed naszą erą (8 r. p.n.e./ ang. 8 b.c), kiedy to cesarz Oktawian August zarządził spis ludności. W ten sposób wiemy, że raczej rok 2012 mamy za sobą
Ufff więc spoko, mamy już 2019 rok i przeżyliśmy zapowiadany koniec świata. Ale jak komuś to nie odpowiada to jest jeszcze wiele innych kalendarzy i systemów dat tutaj w odniesieniu do 2008 roku. Ale ostrożnie tu nie obowiązuje prosta matematyka gdzie, 2+2=4 czyli 2008+2 lata równa się właściwy rok.
Rok 2008 w kalendarzu gregoriańskim odpowiada latom: 1386/7 w kalendarzu perskim, 1428/29 w islamskim, 1929/1930 w indyjskim (hinduskim), 2000/2001 w etiopskim, 1724/25 w koptyjskim, 2007/2008 w juliańskim, 216/17 we francuskim kalendarzu rewolucyjnym, 12.19.14/12.19.15 w kalendarzu Majów, 5768/9 w żydowskim, 95/96 w dżucze wg Kim Ir Sena -  Korea Północna, 7515/7516 w bizantyjskim, Heisei 20 w japońskim, 2668 w japońskim imperialnym, 2761 w rzymskim, 2784 w greckim olimpijskim.
I tak jak to zwykle z moim pisaniem bywa chciałem wam jeszcze o oryginalności polskich nazw miesięcy i dni w kalendarzu opisać w kontekście nazw łacińskich, a skończyło się jak powyżej.
W poście wykorzystałem ogólne źródła dostępne dla każdego w internecie.

środa, 12 stycznia 2011

Ktokolwiek widział, cokolwiek coś na ten temat wie? Proszę o pomoc w odnalezieniu!

Szanowni Czytelnicy. 
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie!?
Wpadłem na pomysł nie oryginalny i nie nowy ale całkiem dobrze rokujący. Mianowicie korzystając z narastającej frekwencji oglądających, z których każdy coś tam widział, coś tam wie, aby stworzyć na moim blogu miejsce ogłoszeń i wymiany informacji. Każdy z was w polu komentarz, może zostawić wiadomość - zapytanie do innych szukających lub napisać do mnie, a Ja zamieszczę jego prośbę w tym poście i przekażę dalej. Pomocnym może być czasem  zweryfikowana informacja o źródle lub gdzie dany dokument jest dostępny. Przypomnę że pomocne mogą być nie tylko same akta metrykalne ale wszelkiego rodzaju dokumenty, np. sądowe, hipoteczne, spisowe, regionalne, literatura, adresy w internecie. Lepsze to niż samo bierne czekanie. Jak mówi dowcip o Icku uskarżającym się do Pana Boga, że jeszcze nic, nigdy w życiu nie wygrał. Pan Bóg odpowiada - ICEK, TY CHOCIAŻ KUPON WYPEŁNIJ!!

Uwaga, kierujmy się zasadą że pytamy o dokumenty i osoby już nie żyjące, a więc co najmniej sprzed 100 lat. Czyli na dzień dzisiejszy akty zgonu, śluby i urodzenia z przed 1910 roku, gdyż jak wiadomo informacje do 100 lat są dostępne i (przeważnie) przechowywane w Urzędach Stanu Cywilnego najbliższych dla zamieszkiwania szukanej w danym okresie osoby.



Zaczynając od siebie:


  • Szukam dokumentów z okolicznych parafii: Troszyn, Goworowo, Czerwin, Piski, Kleczkowo itd. Chodzi o akt zgonu Anny Mierzejewskiej z domu Choromańskiej wdowy po Marcinie Mierzejewskim ur. ok 1822 roku, a zmarłej po 1874 roku.
  • oraz aktu małżeństwa Anny Choromańskiej i Marcina Mierzejewskiego [*1823+1858]. Możliwe, że Anna wyszła za mąż ponownie, była dość młodą wdową, 36 lat. Wiem że Marcin urodził się w Repkach (Mierzejewo-Repki) ok 1823 r., ich pierwsze dzieci rodziły się także w Repkach. W tym także mój Prapradziadek Władysław Mierzejewski ur. ok 1845. Kilka lat potem mieszkali już w Suchcicach gdzie rodziły się im i umierały kolejne dzieci. Szukam jakichkolwiek śladów moich x pradziadków Marcina Mierzejewskiego i Anny z domu Choromańskiej. Jedynymi wskazówkami na jakie natrafiłem to akty urodzeń i zgonów ich dzieci w Suchcicach parafii Goworowo. Kolejną wskazówką jest informacja w akcie małżeństwa mojego prapradziadka iż Anna Mierzejewska z domu Choromańska żyła jeszcze 1874 roku udzielając zgody na ślub syna. Byłbym szalenie wdzięczny za wszelką pomoc w odnalezieniu innych metrykaliów dot. moich przodków.


Proszę o informacje, pytania i kontakt TUTAJ


UWAGA
Ktokolwiek widział, cokolwiek coś na ten temat wie!
Szukamy jakiegokolwiek śladu, dokumentów, informacji na temat SPIRYDIONA MIERZEJEWSKIEGO z okolic Poznania. W archiwum Archiwum Archidiecezjalnym w Poznaniu są duże dziury w latach w związku z tym poszukiwania tam nie dały rezultatów. Spirydion zmarł 14-06-1904 w Puszczykowie i pochowany został w Parzęczewie w wieku 70 lat. W "Wielkopolaninie" (gazeta) wspomniano że, Baron Chłapowski w nekrologu pisze o wiernym urzędniku /leśniczym/ jego, jego ojca i dziada.
Z innych informacji o tych Mierzejewskich z linii Wielkopolskiej wiemy, że w 1854 w Puszczykowie urodziła się Stanisławowi Mierzejewskiemu i Weronice Wieczorkowskiej córka Franciszka. Prawdopodobnie jest to rodzina ale aktualnie brak powiązań. Ponadto w Parzęczewie w tych latach wspominani są Kazimierz Mierzejewski /ur.1810/ i Franciszka Szumińska /ur.1815/ ,którzy dochowali się czwórki dzieci, dla nich również brak powiązań.
Pozdrawiam Andrzej Stanisław Mierzejewski
Wszyscy którzy są w stanie coś podpowiedzieć proszeni są o kontakt emailowy TUTAJ

piątek, 7 stycznia 2011

Mierzejewski Rodzina i Krze.blogspot.com






"Bywają u mnie często muzy,
z wizytą na krótko, czasem na dłużej.
Mamią-szachrajki-o różnej porze:
bezsenną nocą, świtem na dworze,
w czasie obiadu, rankiem przy kawie,
w pracy i we śnie oraz na jawie.
Muzom dziś zaprzedałem duszę.
Piszę wiersze bo chcę i muszę!"

Kolejny akuratny fragment wiersza Pana Józefa Matyskieły rodem z Jaziewa,
jednej z moich rodowych miejscowości rodziny Noruk.

A mi pozostaje tylko dodać i powtórzyć:
Piszę te teksty, bo czuję, że chcę i muszę!
Coś mnie goni,  coś mnie gna, aby opisać to, co wiem, czego się dowiedziałem. Biorąc pod uwagę akta metrykalne (zgonów) i statystykę długości życia moich przodków chyba mam ku temu powody. Niestety pośpiech w genealogii jest kiepskim sprzymierzeńcem jednak próbuję i staram się opisać Wam jak najwięcej, korzystając między innymi z tego, co sam lub też inni znaleźli, odszukali. W myśl podstawowej zasady żeby nie wyważać już otwartych drzwi, nie wertować bez potrzeby dokumentów, które już inni opisali.
Moje opisywanie to nie praca naukowa, więc nie zawsze podaję precyzyjnie źródła informacji, tym bardziej, że te zamieszczane w sieci często znikają bez śladu.
Chciałem się tu zmierzyć z pytaniem czy moim pisaniem jestem w stanie zainteresować kogokolwiek?
I podobnie jak jeden z komentujących - Pan Daniel Paczkowski, którego apropo`s poznałem wcześniej szukając moich korzeni w oparciu o nazwisko Noruk w miejscowości Jaziewo, gmina i parafia Jaminy - obserwowałem to zainteresowanie z radością, chcąc "złowić" i nakłonić do kontaktu osoby o podobnych upodobaniach.
Gdy opublikowałem na blogu pierwsze teksty we wrześniu 2010 roku sądziłem, że nie zapanuję nad tym wszystkim, choćby od strony technicznej i estetycznej, skończą mi się w końcu tematy!? Nie umiałem nawet sprawdzić ile osób odwiedza mego bloga. Z czasem okazało się, że całkiem sporo (przynajmniej tak mi się wydaje, brak pkt. odniesienia), bo codziennie obserwowałem ok 30 odwiedzin, a w szczytowych momentach było to ponad 60. Dziś od początku ujmując, jest to grubo ponad 2000 tyś. Opublikowałem w tym czasie 18 postów, z jednych jestem bardziej zadowolony, od skasowania innych powstrzymuje mnie jedynie ciekawość reakcji czytelniczych. Z podobnych powodów niektóre posty natury bardziej politologicznej, filozoficznej, socjologicznej nigdy nie ujrzały Waszych ekranów. Może kiedyś?
Muszę tu się przyznać, że nie zawsze były to premiery gdyż teksty te w różnych modyfikacjach publikowałem  na forach tematycznych lub regionalnej prasie "Wieści znad Orzyca" z okolicy Krasnosielca za namową Sławka Rutkowskiego. Sławku, dziękuję.
Brakowało mi jednak żywej reakcji czytelników, jaką można spotkać na forach, ale już w moim własnym miejscu i tematyce, gdzie sam sobie będę sterem żeglarzem i okrętem. Pierwsze rezultaty już są, otrzymuję miłe słowa uznania i jednocześnie wskazówki gdzie jeszcze warto zajrzeć, zwłaszcza w odniesieniu do literatury i miejsc w sieci.
Ten mój ślad w sieci i przekaz nie dla każdego może być jasny i oczywisty. Chciałbym Wam między innymi wyjaśnić  dlaczego mój blog "W drodze do...” ma taki, a nie inny adres i nazwę.
  • Mierzejewski - bo chciałbym przekazać wam to, co jest związane w historii z tym nazwiskiem i rodzinami nawet, jeśli dziś nie znajduję konkretnych powiązań. Zdaję sobie sprawę, że zapewne nie wszystko, ale to, co napotkałem na swej drodze. Nie chcę także robić konkurencji dla Garreta Mierzejewskiego (www.mierzejewski.org), niekwestionowanego znawcy i badacza tego tematu z ponad 20 letnim doświadczeniem, a raczej wyznaczyć swoją własną ścieżkę i uzupełnienie.
  • Rodzina - pod tym hasłem kryje się wiele wątków, nazwisk i rodzin spokrewnionych z moją. Poniżej wymienię te najważniejsze w pokoleniach wg. mnie niezbyt odległych, tak ze strony ojczystej (po mieczu) jak i strony macierzystej (po kądzieli). Pamiętając niezmiennie, "że im dalej w las tym więcej drzew”, tym więcej postaci i nazwisk. Obydwie strony mojej szeroko rozumianej rodziny są dla mnie równie ważne. Wybrane nazwiska występujące w moim wywodzie przodków: Mierzejewski, Orbik, Noruk, Kamiński, Lewoc, Orłowski, Kruza, Haraburda, Szczęsny, Żebrowski, Perzanowski, Majewski, Krupiński, Kamionowski, Taborski, Bukowski, Dembiński, Bojarski, Tadaj, Lendo, Choromański, Dobkowski, Rostkowski, Chełstowski, Dzwonkowski, Tyszka, Popkowski, Bożomański, Czorap, Flera, Marus, Rzymski  ...
  • (i) Krze - to staropolskie określenie na gniazda rodzinne i ich odgałęzienia. Jeśli całokształt przodków ujmiemy w postaci drzewa genealogicznego to poszczególny ród to tzw. Kierz (l.poj..) lub Krze (l.mn.) czyli inaczej "mówiąc" krzaczek wyrastający opodal głównego pnia, z czasem wzrastający w oddzielne drzewo. Pod hasłem tym skryje się wątek bardzo szeroki dotyczący niemal każdego nowego nazwiska w moim wywodzie przodków, jak i miejscowości oraz rodów z nimi powiązanych.
Tak, więc http://MierzejewskiRodzinaiKrze.Blogspot.com  - traktuję, jako miejsce spotkań tych wszystkich, których zainteresowania oscylują wokół genealogii rodzinnej, powiązanej z tutaj wymienianymi nazwiskami i miejscami. Byłoby miło gdyby miejsce to nie było wyłącznie miejscem, w którym przechodzień-internauta przeczyta kolejny nekrolog, klepsydrę, biogram, treści. Póki, co, można "żywo" podyskutować ze mną o przeszłości, która nas łączyła lub łączy. Wiem, że teraz ten adres dla wielu z was będzie bardziej czytelny i bliższy.

"W drodze do...” bo przez całe życie jesteśmy w drodze, ucząc się, poznając wciąż "nowe" -  osoby, miejsca, zdarzenia, historie. Pod wpływem swojej drogi przychodzą z czasem nowe myśli, doświadczenia, wnioski i tezy, które stanowią kierunkowskazy na tej drodze. Czasem zdarzy się nam podążać szlakiem, którym tysiące innych już podążało do celu, pozwalając wczuć się w ich rolę. Jakże wówczas trafne jest tu angielskie określenie "walking in yours shoes" - empathic way of deeply relating to another, czy jakoś tak ;-)  chodzić w czyichś butach - wczuć się w czyjąś rolę, czyjś los.

Kilka innych uwag natury technicznej. Proszę wybaczyć chaos, jaki się wkradł w wielkość i rodzaj czcionek, ale wciąż się uczę na własnych błędach nie zawsze potrafiąc wyprostować to, co już zostało opublikowane. Jeśli literki lub obrazy na Twoim ekranie są za małe - wciśnij i przytrzymaj klawisz CTRL i znak "+", analogiczne jeśli za duże - CTRL i znak "-". Innym usprawnieniem, na niemal każdym komputerze jest włączenie tzw. "Pełnego Ekranu" poprzez wciśniecie klawisza F11. Dla niecierpliwych, nastawionych na konkretne słowa czy informacje przypominam, że mogą przeszukać tekst wciskając CTRL i literę "f", wpisując następnie szukane słowo. Stali bywalcy powinni nieco się przyzwyczaić do moich rozwlekłych zdań współrzędnie złożonych niekiedy trącących myszką.
Zdjęcia, które przewijają się na bocznym pasku po prawej, mają stanowić dla mnie inspirację do kolejnych artykułów, które na tym blogu umieszczam, podobnie jak linki, które służą mi, jako brudnopis dla tego, o czym piszę. Zdjęcia w dolnym lewym rogu przeważnie mają opisy, jednak aby się z nimi zapoznać trzeba kliknąć na dymek.
Nie wiem czy wszystkim to odpowiada, ale Ja bardzo lubię muzykę, która snuje się w tle nastrajając przyznam dość melancholijnie, ale jakże pięknie zarazem. Uważam także, że blog, powinien być jak najbardziej multimedialny i interaktywny angażując nie tylko nasz wzrok poprzez literki, ale także obrazy oraz słuch. Jeśli, ktoś tego nie akceptuje i nie chce słuchać może wyłączyć każdorazowo odtwarzacz na samym dole przewijanej strony.
Chcąc zmienić sobie klimaty muzyczne polecam link "Jeśli chcesz posłuchać tego, co i Ja?" 
Banery - wiem, że są duże, ale na nich się uczyłem tworzyć kolaże. Kolaż to rodzaj ekspozycji, który mi bardzo przypadł do gustu. Byłbym wdzięczny za pomoc w stworzeniu nowych jak i zamieszczaniu moich banerów na innych stronach w sieci.


Banery w postaci graficznej lub scryptu Java do pobrania na dole każdej strony. Chętnie się odwzajemnię tym samym, jeśli ktoś prześle mi scrypt do własnej strony o zbliżonej tematyce.
Żaden post nigdy nie jest skończony i jako takowy może podlegać ewolucji w miarę przypomnienia i pozyskania nowych informacji. Ten też. 
Ogólnie traktuję bloga, jako miejsce kondensacji tego, co wiem, chciałbym zapamiętać, przekazać innym.

  

niedziela, 2 stycznia 2011

Świat jest mały, czyli nie ma przypadków, sprawdź sam!

Każdy zna każdego w sześciu stopniach oddzielenia tzw. eksperyment „świat jest mały”. To eksperyment przeprowadzony w 1967 roku przez psychologa Stanleya Milgrama. Doświadczenie to miało udowodnić hipotezę, że do każdego człowieka jakiejkolwiek dużej społeczności, można dotrzeć za pośrednictwem innych osób. Polegało to na tym, że wysłano setki listów do losowo wybranych osób z prośbą o przekazanie ich swoim znajomym jeśli nie znali ostatecznego adresata. Eksperyment udowodnił, że najczęściej trzeba około sześciu przekazów kolejnym osobom aby wiadomość dotarła do tej właściwej.
Dziś to założenie jest często wykorzystywane w poczcie elektronicznej dla różnych celów tzw. "łańcuszki". Podobne  założenie wykorzystano w filmie "Podaj dalej" (ang. Pay it forward). Jest socjologicznym dogmatem, powstało na jego bazie  wiele modyfikacji bardziej lub mniej rozrywkowych jak "Sześć stopni od Kevina Bacona" (ang. Six Degrees of Kevin Bacon) czy "Jaka jest twoja liczba Erdesza?". Wszystkie one wykorzystują ten dogmat starając się określić matematycznie ilość operacji doprowadzającą nas do celu. Zainteresowanych szerzej tematyką odsyłam do internetu.
Eksperyment dotyczył osób i im współcześnie żyjących, a co by było gdyby sięgnąć w przeszłość po informację i wiedzę? Toż to machina czasu!
Bardzo spodobało mi się to założenie tym bardziej, że życie na każdym kroku udowadniało mi że to się sprawdza. A to np:
  • gdy poznałem mieszkańca Mławy, który był szkolnym dobrym kolegą, mojego kolegi z rodzinnego miasta Sokółki (odległego o setki km), 
  • a to gdy poznany sąsiad w olsztyńskiej kamienicy do której się wprowadziłem, okazał się bratankiem mojej cioci z Miłakowa (rodziny związane po 1945) ,
  • gdy w rozmowie z kolegą z pracy w moim odległym Olsztynie odnaleźliśmy wspólne korzenie i nazwiska w okolicach Troszyna (Dobkowscy, Mierzejewscy),
  • gdy wynajmując teren w Kętrzynie pod nadzorowaną przeze mnie placówkę okazało się, że wynająłem ją od swojej kuzynki (ze strony babci ojczystej)
i wiele innych tego typu "nieprzypadkowych" przypadków. Te ostatnie kazały mi się tym bardziej zastanowić, czy nie można tego wykorzystać w poszukiwaniach genealogicznych. Od tamtej pory często oprócz nazwiska pytam o miejsce pochodzenia i dziadków, a "przypadków" jest coraz więcej. Często chcąc zrozumieć teraźniejszość, trzeba zapytać o przeszłość. Tak więc, jak to napisałem powyżej i poniżej nasunęła mi się teza, którą zdaża mi się nader często sprawdzać.
Każdy człowiek jakiejkolwiek społeczności, może być ze sobą spokrewniony lub spowinowacony dzięki sieciom powiązań członków rodzin i społeczności. Niby nic nowego i odkrywczego, ale to dobra zabawa łącząca przyjemne z pożytecznym czyli poszukiwania genealogiczne. Podobne założenia chyba przyjął Dr. Marek Jerzy Minakowski budując swoją "Wielką genealogię Minakowskiego" i inne tego typu projekty jak "Genealogia potomków Sejmu Wielkiego" itd, potrafiąc udowodnić powiązania rodzinne takich adwersarzy jak Jarosław Kaczyński i Bronisław Komorowski.
Nie wolno zapomnieć, że w tej myśli nie jest ważny cel sam w sobie, ale droga jaką obieramy w dotarciu do niego, warto się pokusić o szukanie wspólnej przeszłości. Dalej niż do Adama i Ewy chyba nie dotrzemy ;-) choć znam i inne ciekawe przypadki zastosowania tego typu powiązań genealogicznych patrz link tutaj.
Genealogia anglosaska traktuje stopnie pokrewieństwa niemal dosłownie określając w nazewnictwie pokrewieństwo (ang. "Cousin x times removed", czyli "Kuzyn x razy przesunięty") w stopniach oddalenia w stosunku do nas. W dużym uproszczeniu oznacza to nic innego, jak to ile pokoleń dzieli nasze pokolenie i drugą osobę do wspólnego przodka wyrażone liczbą. I tak z kuzynami 1 stopnia,  czyli siostrami i braćmi stryjecznymi lub ciotecznymi jesteśmy spokrewnieni poprzez Dziadków, z kuzynami 2 stopnia przez Pradziadków,  z kuzynami 3 stopnia przez Prapradziadków itd.
Tego typu numerologia ma zastosowanie przede wszystkim w sądownictwie jak i w prawie kanonicznym. W pierwszym przypadku chodzi o dziedziczenie, co przy tak ogromnym rozdrobnieniu, jakie panowało na ziemiach polskich i często braku majątku, nie miało większego znaczenia, w drugim przypadku zaś chodziło o względy medyczne związane z mieszaniem krwi, dziś określane mianem powikłań genetycznych.
Nasi przodkowie, którym się nie chciało liczyć, musieli przyjąć podobny wniosek, uznając że powyżej szóstego stopnia pokrewieństwa lub powinowactwa nie warto liczyć, uprościli sobie to określeniem" siódma woda po kisielu".
Dziś chciałbym was skłonić do zastanowienia się i nie lekceważenia takich źródeł informacji, które ogólnie nazywamy "siódmą wodą po kisielu". Gdyby nie odlegli (USA, Polska i Świat) lub domniemani kuzyni (nikt już nie pamięta stopnia pokrewieństwa) nigdy nie dotarłbym do wielu dokumentów i informacji o moich przodkach, którzy umierali bardzo młodo w wielodzietnych rodzinach. Tym samym nie mamy pewności czy osoba o naszym nazwisku nie wywodzi się od zapomnianego brata naszego x razy Pradziadka i nie jest naszym kuzynem n stopnia. Pamiętajmy także, że "im dalej w las tym więcej drzew", tym samym każdy z nas miał czworo dziadków, ośmioro pradziadków, szesnaścioro prapradziadków itd., w każdej parze przodków pojawia się także nowe nazwisko. Co nie wyklucza że Pan Nowak jest bliższym lub dalszym kuzynem Pana Kowalskiego, a ich wspólna wiedza historyczna może się nawzajem uzupełniać.
W Nowym 2011 Roku otrzymałem od tak fizycznie i genealogicznie odległego "kuzyna" prezent w postaci zdjęcia - długo poszukiwanego aktu zgonu mego Praprapradziadka Marcina Mierzejewskiego. Informacje z niego pochodzące objawiły nowe zagadki, cofnęły mnie także o kolejne pokolenia w głąb historii do przełomu XVIII/XIX wieku. Jakże symbolicznie kończąc pierwszą dekadę XXI wieku, ponad 200 lat mojego rodu Mierzejewskich, gdy urodził się (teraz znam już go z imienia) Baltazar Mierzejewski - mój 4xPradziadek ojciec Marcina z Mierzejewa Repk.
Suchcice
Działo się w Goworowie Dnia dziesiątego lipca tysiąc osiemset pięćdziesiątego ósmego roku w godzinie piątej po południu stawili się Stanisław Suchcicki lat sześćdziesiąt: Jan Zalewski lat pięćdziesiąt sześć mający, właściciele częściowi z Suchcic i oświadczyli iż dnia wczorajszego o godzinie trzeciej po południu zmarł w Suchcicach Marcin Mierzejewski wyrobnik lat trzydzieści pięć mający, urodzony w Repkach Parafii Troszyńskiej, syn niegdy Baltazara i Marianny małżonków Mierzejewskich, we wsi Suchcicach zamieszkały, zostawiwszy po sobie owdowiałą żonę Annę z Choromańskich lat trzydzieści sześć mającą. Po przekonaniu się naocznem o zejściu Marcina Mierzejewskiego Akt ten przez Nas tylko podpisany został gdyż stawający pisać nie umieją...

W tamtym okresie Suchcice to niewielka wieś z ludnością mieszaną szlachecko włościańską położona nad rzeką Orz w guberni łomżyńskiej, powiecie ostrołęckim, gminie Czerwin, parafii Goworowo. Te południowe obszary powiatu mają bogatszą glebę,  żytnią, a nawet pszenną, jak to określa "Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich". W 1827 roku wieś liczyła 38 domów, 265 mieszkańców, była tam także jedna z 9 w całym powiecie, szkółka początkowa. Jak łatwo wyliczyć przeciętna rodzina mogła liczyć ok. 7 osób. 
W okresie powojennym mieszkańcy własnym sumptem pobudowali kaplicę którą widać nieco po lewej na górnym zdjęciu. Cały region jest usiany miejscami upamiętniającymi przeszłość jej mieszkańców.
Poniżej przedstawiam zdjęcia pomnika upamiętniającego mieszkańców Suchcic ponad 100 lat później niż prezentowany akt "przypadkowo" z takimi samymi nazwiskami  jak w powyższym dokumencie.






Baner 720x300

create your own banner at mybannermaker.com!
Copy this code to your website to display this banner!